Gliwickie Metamorfozy

Browar Scobla EKSPLORACJA

Marian Jabłoński

Zdjęcia: gliwiczanie

 

VII.2006

www.gliwiczanie.pl gliwickie_metamorfozy@op.pl  

 

 

       
   Dalsze relacje pochodzą już od reszty ekipy, gdyż zziębnięci nurkowie musieli czym prędzej się osuszyć i ogrzać na zewnątrz budynku. Przy ścianie odkryliśmy dziwną żeliwną rurę, ledwo co wystającą z wody. I tu rewelacja – kamyk wrzucony do rury leci całe 8 sekund zanim osiągnie jakieś tam dno.
       
       

Z obliczeń otrzymaliśmy długość rury wynoszącą około 300 metrów !

Załóżmy jakieś błędy pomiaru czasu, opory przy spadaniu kamyka i czas powrotu odgłosu uderzenia o dno – to otrzymamy i tak nieprawdopodobny wynik 150-200 metrów.  

I to jest zagadka nierozwiązana do tej pory.  

Chociaż mamy swoją teorię na temat studni. Otóż jest to studzienka drenarska, w której gromadzi się woda opadowa spływająca z całego placu oraz wody gruntowe które systemem drenażu były ściągane do studni.  

Na całym obwodzie widać końcówki drenów wypełnione żwirkiem drenarskim.  
Na przedłużeniu podestu, nad tajemniczą rurą musiała kiedyś istnieć jakaś przybudówka – świadczą o tym ślady na murze. Możliwe że zamontowane było tam jakieś urządzenie, może pompa, gdyż w korytarzu widać izolatory do prowadzenia drutów z prądem i to trójfazowym.  

Ale tak naprawdę , nie wiadomo do czego służyła studzienka.

Można się domyślać że nadmiar wody ze studzienki przelewał się do tej żeliwnej rury i był odprowadzany do jakiejś warstwy wodonośnej 200 metrów niżej. Innego wytłumaczenia odprowadzania wody na razie nie ma.  Nurkowie dwukrotnie opłynęli ściany przy dnie szukając innej rury odpływowej ale nie znależli nic takiego. Inna hipoteza mówi o tym iż odkryta rura żeliwna była ówczesną studnią głębinową do czerpania czystej wody . Tu jedynie pozostaje do rozwiązania problem natury technicznej – nie było wtedy pomp głębinowych o małej średnicy zdolnych wypompować wodę na wysokość tych 200 metrów, ale może woda sama wypływała jak w studni artezyjskiej?  

Opuszczamy teren studzienki pełni pytań i rozmaitych hipotez na jej temat.  

Trzecia część wyprawy to odkrycia związane ze „swobodnym włażeniem we wszystkie możliwe zakamarki”.  

I tu kolejne rewelacje.

Przez małe okienka które znaleźliśmy w ścianach, wkładało się aparat fotograficzny, który robił zdjęcia na prawo i lewo.  

Na ekranie można było potem zobaczyć co znajduje się za ścianą. Były tam butelki, skrzynki i różna niezidentyfikowane przedmioty.  
Należało je wydostać.  

Kolejny wąski korytarzyk doprowadził nas do niskiego pomieszczenia, które po spenetrowaniu „oddało” nam swoje skarby.  

Przypadkowo natrafiliśmy na nieczynny fragment starego przejścia. Dostaliśmy się tam przez strop, który był dziwnie lekko zamurowany i półkoliście  wyprofilowany.  
W tym miejscu z całą pewnością nie było nikogo od pół wieku.  
Czas na powrót. Stare sklepienia i mury pozostawiamy wilgoci i ciemności. Na jakiś czas przynajmniej.  

Po wyjściu – opowieści i wrażenia przekazywane na gorąco.  

Oto niektóre znaleziska  
Resztki butelki z końcową literą „U” napisu. Tu dwie możliwości – „U” pochodzi z napisu BRESLAU (jakiś browar wrocławski), albo BRAU, np. SCOBEL-BRAU, albo LOEWEN-BRAU, czyli butelki scoblowskiej  

Deska ze skrzynki od piwa głubczyckiego  browaru A. Weberbauera - w okresie międzywojennym jeden z największych w całej prowincji śląskiej (dzisiejszy Górny i Dolny Śląsk).