Gliwickie Metamorfozy

Gliwickie powodzie

Marian Jabłoński

 

Gliwice 2005

www.gliwiczanie.pl gliwickie_metamorfozy@op.pl  

 

 

       
   W pierwszych latach XX wieku bardzo żywo dyskutowano sprawę regulacji Kłodnicy. Ta niewielka rzeka, którą w porze suchej można było przejść niemal suchą nogą, stawała się często niezwykle groźna. Kłodnica przeszła do historii nie tylko Gliwic, jako „zła - dzika.” Wprawdzie zabezpieczono brzegi rzeki w śródmieściu, jednak nie uchroniło to okolicznych pól, łąk i pastwisk, zaś przy dużych przyborach także i miasto stało pod wodą. Tereny pomiędzy Sośnicą a Gliwicami oraz między Gliwicami a Łabędami przekształcały się wtedy w wielkie jeziora. 
       

   Wody rzeki podnosiły się do 2 m, a zdarzało się, że i do 3,32 m, jak to miało miejsce w 1913, 1926 czy 1930 r. Większość ulic stała wtedy pod około 0,45 m warstwą wody. Zalane były niemal wszystkie piwnice. Groźnie wyglądała powódź w 1903 roku, kiedy wysoka woda stała na obniżonym terenie Placu Krakowskiego, gdzie wielki cyrk rozbił swoje namioty. 

   W 1913 r. policja zamknęła obydwa mosty drewniane łączące ul. Wrocławską z obecną ul. Częstochowską oraz te, które zagrożone były rwącymi wodami rzeki. Szczęściem uratowano fundamenty nowo budowanej szkoły przy obecnej ul. Zimnej Wody (I LO), gdzie zdążono z układaniem worków z piaskiem. Latem 1928 roku nastąpił kolejny wielki wylew Kłodnicy i duża cześć miasta stała pod wodą. Gliwicka straż przez wiele dni od początku powodzi była zajęta 24 godziny na dobę. 

   W 1898 r. władze zobowiązały wszystkich właścicieli pól, łąk i pastwisk przy kanale i rzece do płacenia podatków w wysokości 4 marek od morgi na zabezpieczenie rzeki przed wylewem. Powodzie stały się pod koniec XIX wieku bardziej uciążliwe, wody były bowiem coraz bardziej zanieczyszczane ściekami przemysłowymi, komunalnymi i nie tylko. Władze stale upominały mieszkańców, groziły surowymi grzywnami za zanieczyszczanie wód. Wrzucano tam wszelką padłą zwierzynę. Po wylewach woda pozostawiała silnie cuchnący szlam. 

   W 1901 r. podniesione wody Kłodnicy zepchnęły cuchnące wody Ostropki z powrotem w jej koryto, na skutek czego w całym mieście trudno było oddychać. I tak rozpoczęła się wielka kampania na rzecz regulacji rzeki, co było przedsięwzięciem kosztownym, ale nieodzownym. Dodatkowym argumentem było to, że wysoki stan wód przeszkadzał w przeprowadzeniu kanalizacji miasta, zaś częste powodzie jeszcze bardziej zamulały rzekę. Prasa przypominała, że jeszcze w połowie XIX wieku głębokość koryta rzeki przy kościele ewangelickim (św. Barbary) była tak duża, że mogły tam swobodnie pływać konie, zaś obecnie przy niskim stanie wody można ją przejść ledwie mocząc stopy. Dno podniosło się o 1 m i byle przypływ wystarczy, żeby woda się rozlała.

   Najgorzej było w kąpieliskach Kłodnicy, gdzie z powodu poszerzenia rzeki wolno płynąca woda osadzała najwięcej szlamu węglowego. Dyskutowano także czy słuszna była decyzja, aby szlam składać w okolicy obecnego pl. Krakowskiego w miejscu dawnego stawu i podmokłych łąk. Regulacja pozwoliłaby na likwidację tzw. "dzikiej Kłodnicy" - oraz na obniżenie wód gruntowych. Odzyskano by także spore tereny pod zabudowę miejską. 

   Ostra dyskusja toczyła się, kiedy chodziło oodszkodowanie dla właścicieli parcel znajdujących się przy nowym korycie oraz dla właściciela młyna "Goretzki" żądającego wygórowanej sumy 210.000 marek. Niektórzy właściciele żądali 13 marek za 1m2, mimo że były to tereny podmokłe nie nadające się pod uprawę. Po wielu próbach ugody z właścicielami chcącymi wykorzystać nadarzającą się okazję miasto ogłosiło, że po obu brzegach zostaną zbudowane drogi miejskie i skorzystano z prawa wywłaszczania właścicieli. W sumie na regulację Kłodnicy, Ostropki oraz Bytomki przeznaczono 270.000 marek. 

   Prace rozpoczęto pod kierownictwem gliwickiego inżyniera Gehla na odcinku 2 km w dół od ul. Wrocławskiej. 

   Jednocześnie trwały prace przy zasypywaniu tzw. "dzikiej" Kłodnicy. Dla zasypania starego łoża użyto ziemię z wykopów prowadzonych przy obecnej ul. Jana Śliwki, gdzie budowano szkołę nr 10 (obecnie nr 20). Ziemię przewożono na taczkach oraz w wagonikach. Zrazu zatrudniono 60 osób. Ludzie brodzili po pas w wodzie i błocie. Większość z nich pochodziła z Galicji. Brzegi rzeki wzmocniono betonem. Do 1905 r. przerzucono około 60 000 m3 ziemi i szlamu. Niespodziewane trudności pojawiły się podczas regulacji rzeki przy rzeźni, gdzie dawne fundamenty stwardniały jak granit. Robotnicy rozkuwali je przy pomocy młotów i przecinaków. Z czasem do pomocy przybyło jeszcze 80 Styryjczyków oraz 20 jeńców. W 1908 r. zatrudniano przy tych robotach także grupę robotników włoskich. Prace wykonywano głównie ręcznie; taczkami, choć przybyło także trochę sprzętu mechanicznego. 

Dzięki ogromnemu wysiłkowi prace posuwały się szybko naprzód i koryto rzeki pogłębiono do 3,5 m. W wyniku regulacji zlikwidowano "dziką" część rzeki, złagodzono jej ostre zakręty. Na dno wrzucono kamienie dla przyhamowania rwącej wody. Zlikwidowano kąpieliska rzeczne oraz lodowisko. 

Lustro wody obniżyło się o 1,5 m. Upiększono wały darnią i posadzono drzewa. 

   Jednocześnie z pracami na rzece trwały prace przy odszlamowaniu kanału. Spuszczono wodę i taczkami wywożono nieczystości na łąki koło huty. Część tej pracy wykonano przy pomocy pogłębiarki, która nieprzerwanie pracowała na kanale od 18 lat. Obsługiwało ją 18 osób. Jej wydajność wynosiła 300 m3 na dzień. Swoim czerpakami o pojemności 25 wiader (po 50 l) pracowała od marca do października na całej długości kanału. Szlam przekazywano chłopom, którzy go chętnie rozrzucali na polu, zaś w Gliwicach zasypano nim stare koryto oraz tereny niżej położone. Dla zmniejszenia zanieczyszczenia kanału zbudowano w okolicy ul. Zwycięstwa i obecnej ul. Dubois betonowy basen zbiorczy wód burzowych z całego miasta o długości 70 m i na ten cel przeznaczono 1000 marek. 

   Po pracach pogłębiających na wody kanału wpłynęli na łodziach ludzie z kosami i ścinali rośliny wodne, które rozrzucano na brzegu dla wysuszenia. Rozkładające się rośliny powodowały taki fetor, że ludzie nie opuszczali swoich domów. Gorzej obchodzono się z mieszkańcami obecnej ul. Częstochowskiej nie posiadającej twardej nawierzchni, a którą robotnicy wozili na taczkach cuchnący szlam na pobliskie łąki. W wyniku tych prac ulica została zupełnie zniszczona, zaś jej środkiem rowem płynęła cuchnąca ciecz.

   Poważnie zmalało znaczenie obydwu odnóg Kanału Kłodnickiego - kanału produktów oraz kanału surowców po zbudowaniu kolei wąskotorowej. Do ostatecznej likwidacji tych odcinków przyczyniła się wielka katastrofa w 1908 roku, kiedy doszło do niebezpiecznego przełamania wałów ochronnych. W wyniku splotu niedopatrzeń 28 października 1908 ogromne masy wody górnego kanału z wielką siłą przerwały tamę zalewając okoliczne pola, łąki, ogrody, sady, ulice i piwnice, a także teren nowo utworzonego staraniem huty lodowiska. Różnica poziomu wód w kanałach wynosiła 5 m.

   Woda ścięła wał na długości 25 m i w ciągu 40 sekund spłynęła z 3 km odcinka kanału. Szczęściem obyło się bez wypadku.

   Poniżej znajdują się fotografie muru oporowego górnej części kanału, który został wtedy uszkodzony. Mur ten istnieje do dziś. 
   Na tej mapie widać przerwę między dwoma częściami kanału Kłodnickiego. Mur oporowy widoczny na zdjęciach utrzymywał wody górnej (prawej na mapie) części kanału.

   Spore fundusze przeznaczono na budowę solidnych mostów. Znikały zagrożone powodziami mosty drewniane.

   Przeprowadzono publiczne próby obciążenia nowych mostów. Np. most na kanale ugiął się podczas maksymalnego obciążenia 1,75 mim, zaś nad Kłodnicą 10,6 mim. Miasto obłożyło właścicieli domów przy tych ulicach wysokimi podatkami dochodzącymi do kilku tysięcy marek.

Do historii więc odeszły już czasy powodzi, jak ta z roku 1940 kiedy prawie całe miasto stało pod wodą. 

ul. Olszynki (boczna Robotniczej)

       
     Niestety, nie dotarłem do żadnych dokumentów na temat strat jakie poniosło miasto w wyniku tej powodzi.  
       

 

 

Materiały źródłowe:

Jacek Schmidt "Problemy wodne Gliwic"