|
Następnego dnia mamy wracać do domciu. Rano
najpierw trzeba zajechać po naprawione autko,
przepakować sie i wio do Polski. Ale autko okazało się
nie naprawione...... Autko naprawiane było w warsztacie
w bardzo niewielkiej miejscowości Kamp Lindfort.
Do domu 1 tys kilometrów, w Kamp Lindford nawet kolei
nie ma. I tak zostalibyśmy na lodzie, gdyby nie to, że
kolega ma tam rodzinę - ratunek mieliśmy zapewniony.
W charakterze sieroty na łaskawym chlebie spędziłam tam
dwa dni, u przemiłych ludzi starających się nam nieba
przychylić. Żeby nie było nudno porwani zostaliśmy na
wycieczkę po okolicy. |
|
|
Zaczęliśmy od okolic najbliższych, bo jak okazało
się Kamp Lindfort to nie takie byle co. |
|
|
Historia miejscowości sięga XII/XIII wieku i
związana jest z istniejącym tam od czasów średniowiecza
klasztorem cystersów.
Opactwo cystersów zostało założone 31 stycznia 1123 roku
przez trzynastu mnichów lotaryńskiego klasztoru Morimond
(jako odłam założycielskiego klasztoru cystersów Cîteaux)
i przez arcybiskupa Fryderyka I z Kolonii. To opactwo
było pierwszym reprezentantem klasztorów w Niemczech,
które rozkwitły w pierwszych latach stulecia po jego
założeniu. Liczna ilość nowo powstałych klasztorów na
jego wzór rozprzestrzeniła się nie tylko w Niemczech,
ale również w nadbałtyckich krajach aż do Rygi włącznie.
Klasztor Kamp stał się z tego powodu symbolem kultury na
terenach wschodnich, wówczas jeszcze nie znających
chrześcijaństwa. Po rozwiązaniu klasztoru w 1802 roku z
powodu sekularyzacji, pozostał dawny kościół z wieżami.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Dzięki wysokim państwowym nakładom finansowym, w latach
1986-1990 ogrody klasztorne zostały według starych
planów kompletnie odnowione. |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Jak ta wisteria pachniała!!!!! |
|
|
|
|
|
Ale to nie koniec atrakcji - jesteśmy blisko granicy,
jedziemy do Holandii!!!! |
|
|
Trafiamy do Venlo - holenderskiego miasteczka nad Mozą.
Nieduże, ładne, stare centrum ze śladami dawnej
świetności. |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Nasza przemiła gospodyni Basia zabrała nas na zakupy do
sklepu z największą ofertą kawy jaką kiedykolwiek
widziałam. Zrobiłam sobie zapas :) a dla Krzysia kupiłam
w specjalistycznym sklepiku prawdziwy holenderski
ser..... Ale coffeshopu nie znaleźliśmy......
Jedziemy dalej - teraz do Arcen.
Nie wiem nawet czy Arcen to miejscowość, czy wieś lub
osada - takie to maleńkie. Ale jest tam zamek! |
|
|
Obecny budynek zbudowano na pozostałościach dawnego
zamku, który z kolei powstał na na bazie ruin
pierwszego Castle ‚Huys den Kamp. W XIX wieku jedną z
jego części strawił pożar. Ostatni właściciel zamku
opuścił go w 1931 roku. Przez następne lata zarówno
budowla jak i przyległy do niego oraz ogród niszczały.
Dopiero w drugie połowie lat 70. ubiegłego wieku trafił
on w nowe ręce. Zaczęto również jego renowację. Dzięki
temu 21 maja 1988 roku dla publiczności otwarto ogrody,
zajmujące obszar 32 hektarów. |
|
|
Niestety przyjechaliśmy dość późno, więc lataliśmy
wkoło, oraz pięknym bulwarem nad Mozą. |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Jakie pyszne lody tam były! Basia przyznała, że zdarza
im się przyjeżdżać tu z Niemiec specjalnie na te lody...
Spotkaliśmy również kudłate krowy holenderskie :) |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Zapadł wieczór - wracamy do Kamp Lindfort, rano
wyruszamy do Polski.
|
|
|
Rano okazało się że figę z makiem, auto nie
naprawione....
Mój stan psychiczny przedstawia poniższe zdjęcie - broń
jest prawdziwa, z wyposażenia niemieckiej policji ...... |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Na szczęście zanim posunęłam się do
desperackich kroków, po godz. 17-tej zadzwoniono z
warsztatu - wreszcie odkryli co w aucie jest popsute i
to naprawili!!! Bo do tej pory naprawiali na zasadzie
totolotka - co im do głowy przyszło to wymieniali i
sprawdzali efekty. I tak o godz. 18-tej wyruszyliśmy w
drogę powrotną. Nie będę już pisać o horrendalnych
korkach na niemieckich autostradach, o ciągłych robotach
drogowych, najważniejsze że jechaliśmy. Droga zajęła nam
13 godzin, ale dawno nie byłam tak szczęśliwa na widok
brudnych i zadymionych Gliwic.... |
|
|
|
|
|
Przygody przeżywała i opisała: Ewa Hordyniak |
|
|
|
|